Ostatnią niedzielę wakacji tradycyjnie, jak już od trzech lat, spędziłem na Biegu Siedleckiego Jacka. Również tradycyjnie pogoda odgrywała pierwszoplanową rolę. Mimo przesunięcia startu o półtorej godziny względem zeszłorocznej edycji temperatura w cieniu przekraczała 30 stopni, a na słońcu można było robić jajka sadzone na asfalcie. Start ten miał być sprawdzianem formy przed październikowym maratonem, wyszło jednak trochę inaczej.
Organizacja 9,5/10
Zanim opiszę jak specyficzny w moim wykonaniu był to start zacznę od kilku słów o samym biegu. Była to już siódma edycja. W ramach imprezy odbywa się półmaraton oraz bieg na pięć kilometrów plus biegi towarzyszące dla dzieci i zawody w nordic walking.
Piątka i półmaraton to szybkie, płaskie, atestowane trasy w większości asfaltowe z krótkimi odcinkami kostki bitumicznej. Idealne trasy do robienia życiówek gdyby nie to, że ostatni weekend sierpnia raczej nigdy nie zwiastuje pogody na szybkie bieganie.
Na trasie półmaratonu, poprowadzonej na dwóch pętlach, punkty nawadniania rozmieszczone były co około dwa kilometry. Dodatkowo strażacy zapewnili dwie kurtyny wodne. Obsługa na punktach działała bardzo sprawnie i za każdym razem bez potrzeby zwalniana mogłem zaopatrzyć się w dwa kubeczki. Pod tym względem było idealnie. Dodatkowo w dwóch miejscach kibice zorganizowali własne kurtyny wodne za pomocą węży ogrodowych a na dwa kilometry do mety przed jednym z domów ustawiony był rodzinny punkt z wodą… zimną wodą, która była jak zbawienie. Kibice, wolontariusze jak i organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Zaplecze biegu w postaci biura zawodów, szatni, depozytów czy punktów gastronomicznych pozwalało na staranne przygotowanie się do biegu i ogarnięcie spraw pobiegowych.
Zanim opiszę jak specyficzny w moim wykonaniu był to start zacznę od kilku słów o samym biegu. Była to już siódma edycja. W ramach imprezy odbywa się półmaraton oraz bieg na pięć kilometrów plus biegi towarzyszące dla dzieci i zawody w nordic walking.
Piątka i półmaraton to szybkie, płaskie, atestowane trasy w większości asfaltowe z krótkimi odcinkami kostki bitumicznej. Idealne trasy do robienia życiówek gdyby nie to, że ostatni weekend sierpnia raczej nigdy nie zwiastuje pogody na szybkie bieganie.
Na trasie półmaratonu, poprowadzonej na dwóch pętlach, punkty nawadniania rozmieszczone były co około dwa kilometry. Dodatkowo strażacy zapewnili dwie kurtyny wodne. Obsługa na punktach działała bardzo sprawnie i za każdym razem bez potrzeby zwalniana mogłem zaopatrzyć się w dwa kubeczki. Pod tym względem było idealnie. Dodatkowo w dwóch miejscach kibice zorganizowali własne kurtyny wodne za pomocą węży ogrodowych a na dwa kilometry do mety przed jednym z domów ustawiony był rodzinny punkt z wodą… zimną wodą, która była jak zbawienie. Kibice, wolontariusze jak i organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Zaplecze biegu w postaci biura zawodów, szatni, depozytów czy punktów gastronomicznych pozwalało na staranne przygotowanie się do biegu i ogarnięcie spraw pobiegowych.
Dużym plusem było wprowadzenie obowiązkowych badań antydopingowych na pierwszych trójek w kategoriach generalnych. Dziwnym trafem jeden z Kenijczyków mimo przyjazdu do Siedlec nie wystartował, a na liście startowe widniały nazwiska zawodników ze wschodu, a mimo to nie stawili się na starcie. Przypadek… nie sądzę. Pewnie biedaki doczytali regulamin już po zapisach.
TAKTYKA NA BIEG
Start miał mi dać odpowiedź w jakiej jestem formie przed maratonem w Toruniu. Wiosną w analogicznym momencie przygotowań do maratonu pobiegłem w Wiązownej 1:16:43 po niezbyt dobrym początku biegu. Tu nie było szans na bieg w podobnym tempie. Wiązowna w lutym to 3 stopnie powyżej zera, Siedlce w sierpniu to ponad trzydzieści. Były dwa plany, pierwszy to bieg na czas w granicach 1:19-1:20, drugi to bieg na miejsce tak by być w pierwszej dziesiątce. Idealnie byłoby gdybym połączył oba plany. Na starcie dwóch Kenijczyków, Przemek Dąbrowski, Piotr Pobłocki czy Piotr Mierzejewski. Z tymi Panami raczej nie miałem szans rywalizować. Szybki przegląd biegaczy przed startem pozwolił uwierzyć, że pierwsza dziesiątka jest do zrobienia
W BIEGU
Bieg poszedł mocno od początku. Przemek wraz z Kenijczykami i Białorusinem wyrwali do przodu, ale poza tą czwórką było jeszcze kilku zawodników przede mną. Wiedziałem, że w tak kameralnym biegu (trochę ponad 300 osób) nie mogę stracić kontaktu z biegaczami z którymi będę walczył o miejsca. Samotny bieg raczej byłby skazany na porażkę w przypadku konieczności gonienia. Początek biegu to tempo w granicach 3:35. Pierwsze cztery kilometry to bieg wspólnie z Izą Parszczyńską (życiówka 2:43 w maratonie), dwiema Kenijkami, byłym pro-zawodnikiem Jeanem Marcem Leandro, Zbyszkiem Lamparskim z mińskiego Dreptaka i zawodnikiem z Łomży. Kluczowym momentem było lekkie szarpnięcie Jean Marca i Kenijek na piątym kilometrze. Musiałem zdecydować czy pójść z nimi czy zostać ze Zbyszkiem i Izą. Warunki pogodowe podpowiadały by nie szarżować, w dodatku znając możliwości zawodnika Dreptaka doszedłem do wniosku, że skoro on nie atakuje to i ja nie będę się wychylał.
TAKTYKA NA BIEG
Start miał mi dać odpowiedź w jakiej jestem formie przed maratonem w Toruniu. Wiosną w analogicznym momencie przygotowań do maratonu pobiegłem w Wiązownej 1:16:43 po niezbyt dobrym początku biegu. Tu nie było szans na bieg w podobnym tempie. Wiązowna w lutym to 3 stopnie powyżej zera, Siedlce w sierpniu to ponad trzydzieści. Były dwa plany, pierwszy to bieg na czas w granicach 1:19-1:20, drugi to bieg na miejsce tak by być w pierwszej dziesiątce. Idealnie byłoby gdybym połączył oba plany. Na starcie dwóch Kenijczyków, Przemek Dąbrowski, Piotr Pobłocki czy Piotr Mierzejewski. Z tymi Panami raczej nie miałem szans rywalizować. Szybki przegląd biegaczy przed startem pozwolił uwierzyć, że pierwsza dziesiątka jest do zrobienia
W BIEGU
Bieg poszedł mocno od początku. Przemek wraz z Kenijczykami i Białorusinem wyrwali do przodu, ale poza tą czwórką było jeszcze kilku zawodników przede mną. Wiedziałem, że w tak kameralnym biegu (trochę ponad 300 osób) nie mogę stracić kontaktu z biegaczami z którymi będę walczył o miejsca. Samotny bieg raczej byłby skazany na porażkę w przypadku konieczności gonienia. Początek biegu to tempo w granicach 3:35. Pierwsze cztery kilometry to bieg wspólnie z Izą Parszczyńską (życiówka 2:43 w maratonie), dwiema Kenijkami, byłym pro-zawodnikiem Jeanem Marcem Leandro, Zbyszkiem Lamparskim z mińskiego Dreptaka i zawodnikiem z Łomży. Kluczowym momentem było lekkie szarpnięcie Jean Marca i Kenijek na piątym kilometrze. Musiałem zdecydować czy pójść z nimi czy zostać ze Zbyszkiem i Izą. Warunki pogodowe podpowiadały by nie szarżować, w dodatku znając możliwości zawodnika Dreptaka doszedłem do wniosku, że skoro on nie atakuje to i ja nie będę się wychylał.
Jak się później okazało był to błąd. Kończąc pierwszą pętlę zauważyłem, że jestem w martwym punkcie. Z mną nie ma nikogo kto mógłby mi zagrozić, przede mną nie ma nikogo kogo mógłbym dogonić. Samotny bieg osłabił koncentrację i od 14-15 kilometra był to bieg w tempie mocno treningowym. Z jednej strony można było cisnąć i próbować urwać więcej czasu, ale jednak wiedziałem, że raczej nie zmieni to mojego miejsca, a start docelowy czyli Toruń Marathon dopiero przede mną i nie chciałem niepotrzebnie przedłużać regeneracji po siedleckim biegu.
Skończyłem na dziesiątym miejscu wśród mężczyzn. Dziewiąty zawodnik legitymuje się słabszą życiówką półmaratońską od mojej. Jedna z Kenijek, która mnie wyprzedziła pół roku wcześniej została za moimi plecami na połówce w Wiązownej. Szósty Polak, pierwsze miejsce w kategorii wiekowej sprzed roku obronione. Niby wchodziłem na scenę dwa razy, ale lekki niedosyt został.
WNIOSKI NA PRZYSZŁOŚĆ
Ryzykować, ryzykować, ryzykować. Był to dla mnie ważny start. Z Siedlec jest moja narzeczona, na bieg przyszła jej rodzina, chciałem się pokazać, odebrać puchar, itd. Możliwe że taka myśl trzymała mnie lekko za koszulkę podczas biegu i w momencie kiedy powinienem zaatakować ja pomyślałem by bardziej bronić pozycji niż gonić. Myślenie o pozycji jest często dużym błędem, szczególnie jeśli myśli się o bronieniu dziesiątego (sic!) miejsca. Lepiej jest zaryzykować, zaufać swoim możliwościom i zapłacić za to w późniejszym etapie wyścigu niż zachować się zachowawczo… Mój najbardziej idealny bieg charakteryzował się właśnie zaryzykowaniem. Bez myślenia o życiówkach, miejscach na podium, etc. Ale o tym jak powinien wyglądać bieg idealny opowiem w kolejnym wpisie.
Skończyłem na dziesiątym miejscu wśród mężczyzn. Dziewiąty zawodnik legitymuje się słabszą życiówką półmaratońską od mojej. Jedna z Kenijek, która mnie wyprzedziła pół roku wcześniej została za moimi plecami na połówce w Wiązownej. Szósty Polak, pierwsze miejsce w kategorii wiekowej sprzed roku obronione. Niby wchodziłem na scenę dwa razy, ale lekki niedosyt został.
WNIOSKI NA PRZYSZŁOŚĆ
Ryzykować, ryzykować, ryzykować. Był to dla mnie ważny start. Z Siedlec jest moja narzeczona, na bieg przyszła jej rodzina, chciałem się pokazać, odebrać puchar, itd. Możliwe że taka myśl trzymała mnie lekko za koszulkę podczas biegu i w momencie kiedy powinienem zaatakować ja pomyślałem by bardziej bronić pozycji niż gonić. Myślenie o pozycji jest często dużym błędem, szczególnie jeśli myśli się o bronieniu dziesiątego (sic!) miejsca. Lepiej jest zaryzykować, zaufać swoim możliwościom i zapłacić za to w późniejszym etapie wyścigu niż zachować się zachowawczo… Mój najbardziej idealny bieg charakteryzował się właśnie zaryzykowaniem. Bez myślenia o życiówkach, miejscach na podium, etc. Ale o tym jak powinien wyglądać bieg idealny opowiem w kolejnym wpisie.